Pewnie już zauważyliście, że jestem fanką Gwiezdnych Wojen. W tym roku też nie mogłam odpuścić obejrzenia nowej części. Jest to kontynuacja wątku sprzed dwóch lat, czyli historii Rey, Finna i Poego. Akcja zaczyna się zaraz po zakończeniu „Przebudzenia mocy”, gdy Rey dociera na wyspę, na której od wielu lat żyje samotnie Luke. Teraz chciałabym opowiedzieć Wam, co się tam dokładnie działo, ale nie chcę spojlerować, bo pewnie nie wszyscy jeszcze to widzieli. Opowiem więc głównie o moich wrażeniach z seansu.
Fabuła jest wciągająca i mniej
sztampowa niż poprzednie. Nie jest jak w typowym filmie dla dzieci,
gdzie wszystko musi się udać. Czasami bohaterowie robią coś
głupiego lub bez większego celu, no ale wiadomo, że i tak muszą
się jakoś wykaraskać z opresji. Pojawia się nowa bohaterka –
Rose, która będzie przez większość filmu szwędała się razem z
Finnem. Średnio ją polubiłam, ale podoba mi się to, że
przynamniej nie jest ślicznotką, tylko wygląda bardziej na
rebaliantkę. Nową postacią jest też wiceadmirał Holdo, którą
gra Laura Dern. Z fioletowymi włosami wygląda świetnie! W filmie
mocno wyeksponowana jest postać Lei, którą zagrała zmarła
niedawno Carrie Fisher (miała tylko 60 lat...). Luke, który w
„Przebudzeniu mocy” pojawił się tylko w ostatniej scenie, tutaj
jest jednym z głównych bohaterów.
Ciekawa jest postać Kylo Rena, który
w końcu pozbywa się swoich dziecinnych atrybutów i pokazuje nowe
oblicze. Za to mniej podobało mi się przedstawienie Snoke'a, który
nie jest już tak tajemniczy jak poprzednio – choć równie
paskudny. Dziwi mnie to, że twórcy filmu nie rozwinęli jakoś jego
wątku i nic nie powiedzieli o historii tego bohatera, bo przecież
wielki imperator nie bierze się znikąd! Ale może naprawią ten
błąd w kolejnych częściach.
Ujęło mnie to, że scenarzysta zadbał
o różne nowe zwierzątka. Są nieco denerwujące, ale i urocze
ptaszki (porgi), wielkie i dziwne stworzenia, których mleko pije
Luke i przesłodkie kryształowe liski, odgrywające w pewnym
momencie ważną rolę. Liski są najlepsze!
Moim zdaniem „Ostatni Jedi” jest
zdecydowanie lepszy od „Przebudzenia mocy” i „Łotr 1”. Dawny
poziom powraca, więc jak jeszcze nie widzieliście, to koniecznie
idźcie do kina w Święta! Najlepiej na piechotę, żeby spalić
piernik, sernik i makowiec :)
Komentarze
Prześlij komentarz